Poprzedni komentarz rynkowy zakończyliśmy sugestią, że w trosce o cenny czas „przeciętnego” inwestora, najlepiej wybrać fundusz lub stworzyć portfel inwestycyjny adekwatny do swojego profilu ryzyka i trzymać się zaplanowanego horyzontu. Dzięki temu nie musimy na bieżąco śledzić danych i wydarzeń, których napływ nie ma przecież końca. Przełom kwietnia i maja pokazał, że to naprawdę dobra strategia.
Późno, ale jednak
Po pierwsze, kiedy ekonomistom zaczęło już brakować pomysłów na wyjaśnianie, dlaczego inflacja w Polsce nie rośnie mimo konsumpcji napędzanej transferami socjalnymi oraz tanimi kredytami, okazało się, że pożółkłe podręczniki ekonomii nie są skazane na zapomnienie. Ostatni tzw. szybki odczyt inflacji z 30 kwietnia przekroczył najśmielsze prognozy i osiągnął 2,2 proc. r/r, (versus 1,7 proc. r/r w marcu). Pociągnęło to za sobą skokowy wzrost rentowności obligacji (spadek ich cen), co przełożyło się negatywnie na wyniki funduszy inwestujących w obligacje o dalszych terminach zapadalności. Jednak w dłuższym horyzoncie nie należy się obawiać o ich stopy zwrotu w efekcie rosnącej inflacji, ponieważ do ich portfeli będą trafiać obligacje wypłacające coraz wyższe kupony. To, w połączeniu z aktywnym zarządzaniem, daje szanse na satysfakcjonujące wyniki w rekomendowanym dla nich minimalnym horyzoncie inwestycyjnym, czyli dwóch lat.
Zinterpretuj Tweeta
Po drugie, kiedy ogół inwestorów uwierzył już, że zakończenie chińsko-amerykańskiej wojny handlowej to tylko formalność, prezydent Trump zaćwierkał, że Chińczycy są niegrzeczni, więc jednak podnosi cła na ich towary. Natychmiast wstrząsnęło to giełdami, ale nie na długo, bo za chwilę rozpoczęły się dywagacje, czy autor miał na myśli to, co napisał. Jednak jeszcze przed tym zwrotem akcji, flagowy amerykański indeks S&P 500 zdążył przebić swój ostatni szczyt z jesieni 2018 zyskując w kwietniu blisko 4 proc. Odrobił tym samym cały spadek z ostatniego kwartału minionego roku. Pomogły nie tylko nadzieje na porozumienie handlowe, ale i świetne dane z amerykańskiej gospodarki – m.in. bezrobocie na poziomie poniżej 4 proc. Jeszcze lepiej wypadł niemiecki DAX, zyskując w kwietniu aż 7 proc., wspierany m.in. lepszymi danymi z Chin dającymi nadzieję, że ich importowe zdolności nie będą malały tak bardzo, jak się tego wcześniej obawiano.
A co z Polską?
Na tym tle giełda w Warszawie wypadła wyjątkowo mizernie: WIG, WIG20 i sWIG80 w kwietniu na około jednoprocentowych plusach. Nie przestają ciążyć nam m.in. odpływy z lokalnych funduszy akcji zmuszające zarządzających do sprzedaży papierów oraz mało atrakcyjna struktura naszego głównego indeksu widzialnego z zagranicy, czyli WIG20, w którym mamy nadmiar tradycyjnych spółek z sektora finansowego i energetycznego oraz niedobór spółek reprezentujących nowoczesne sektory gospodarki. W kwietniu doszło długo wyczekiwane rozstrzygnięcie losu OFE. Z jednej strony zniosło trochę niepewności, ale ostateczny wpływ ogłoszonych zmian na napływy/odpływy z GPW nie jest łatwy do oszacowania.
Inwestycyjny patriotyzm? Tak, ale z umiarem.
Zachowanie polskiej giełdy (nie tylko w kwietniu) w zestawieniu z innymi parkietami przypomina o kolejnej złotej zasadzie zwiększającej szanse na inwestycyjny sukces – dywersyfikacji geograficznej. Nie zapomniał o tym nawet nasz ustawodawca zobowiązując fundusze tworzone w ramach PPK do lokowania minimum 20 proc. ich portfela akcyjnego za granicą.