2013-09-25

Ostatnia decyzja Rezerwy Federalnej (FED) istotnie zaskoczyła rynki finansowe, które oczekiwały rozpoczęcia pierwszego etapu redukcji ogromnego stymulusu monetarnego (QE). Reakcja rynkowa jest jak najbardziej uzasadniona i nie budząca wątpliwości. 4-letnia historia luzowania monetarnego (QE) niosła ze sobą spadek rentowności obligacji oraz wzrost cen akcji i surowców. Tak też zachowały się wszystkie wspominane wyżej klasy aktywów. Skala ruchu była przeogromna.

Warto wspomnieć, że 3 miesięczny kontrakt na dolarową stopę Libor w czerwcu 2015 roku zmienił swoją wycenę o 25 punktów bazowych (wielkość jednej podwyżki banku centralnego!), rentowność 10 letniej obligacji amerykańskiej spadła 20 bps w ciągu doby . Złoto zyskało 70 dolarów w kilka godzin. Bardzo silnie rosły akcje, szczególnie na rynkach wschodzących, najbardziej zagrożonych jastrzębią polityką FEDu. Kraje o najsłabszych bilansach płatności stały się w obecnej sytuacji typowym zwycięzca przysłowiowego „efektu gapowicza”. Akcje w Indonezji wzrosły o 4,7% a akcje tureckie rosną dziś 8%!

Kilka/kilkanaście następnych sesji handlowych na giełdach pokażą nam czy euforia jest uzasadniona na dłużej. W średnim terminie wczorajsza decyzja FEDu generuje bowiem pewne obawy.

Po pierwsze, prezes Bernanke przekazał nam, że nie jest zupełnie przekonany co do trwałości ożywienia gospodarczego w USA, najbardziej obiecującym miejscu w składance globalnej makroekonomii. Jeśli takowe ożywienie miałoby stracić swoja dynamikę w najbliższych kwartałach, wówczas istotnym zagrożeniem dla światowej gospodarki staje się „syndrom japoński”, syndrom wieloletniej recesji deflacyjnej odpornej na akcje regulatorskie. Jeśli jednak obecny boom gospodarczy w USA będzie kontynuował się w bliskiej przyszłości, wiarygodność prognoz gospodarczych prezesa Bernanke zostaje nadszarpnięta i pojawiają się istotne ryzyka odbudowywania bańki wycenowej na światowych rynkach finansowych.

Po drugie, i co może jest najważniejszą obawą, wczorajsza decyzja FEDu i konferencja prasowa prezesa Bernanke to w jakimś stopniu porażka komunikacyjna Rezerwy Federalnej, która w dłuższym terminie może stawiać na szali całą skuteczność polityki luzowania monetarnego. Warto bowiem wspomnieć, ze plany wycofania pierwszych transz QE komunikowane były już w grudniu zeszłego roku. Co więcej prezes FEDu dobitnie potwierdził ten plan na czerwcowym posiedzeniu banku centralnego.  Brak „taper” (czyli wycofania pierwszej transzy QE) nie byłby może aż takim zaskoczeniem , gdyby nie ultra gołębie otoczenie wczorajszej decyzji. Wcześniejsza komunikacja FEDu z rynkami została w jakimś stopniu zaburzona. Trudno nie ulec wrażeniu, że FED przestraszył się letniego ruchu na stopie procentowej i tym samym odwołał proces wycofywania QE.

Pytanie o proces normalizacji polityk monetarnych głównych banków centralnych zostaje otwarte. Dopiero taka normalizacja byłaby pełnym potwierdzeniem przezwyciężenia kryzysu z roku 2008.