Informacje płynące ze strony banków centralnych są nadal jednym
z głównych czynników określających kierunek rynków finansowych w pierwszych tygodniach lipca.
Z jednej strony zmiana dotychczasowego tonu wypowiedzi Mario Draghiego na konferencji w Sintrze w ostatnich dniach czerwca oraz protokół z posiedzenia EBC (opublikowany w lipcu i potwierdzający dyskusję nt. zbliżającego się ograniczenia skupu aktywów), spowodowały dalszy wzrost rentowności niemieckich obligacji skarbowych oraz słabsze zachowanie europejskich akcji w pierwszych tygodniach nowego miesiąca. Z drugiej strony, wypowiedź Janet Yellen, która 12 lipca występowała przed amerykańskim Kongresem, została zinterpretowana raczej pozytywnie, co spowodowało spadek rentowności amerykańskich obligacji skarbowych i odbicie cen na rynku amerykańskich akcji. Głównym powodem optymistycznej reakcji rynków na wypowiedź Prezes Fed (pomimo tego, że potwierdziła ona dalsze stopniowe podwyżki stóp procentowych i zmniejszanie wielkości bilansu Fed w drugiej połowie roku), były słowa dotyczące inflacji. Członkowie Komitetu nie mają pewności co do terminu kiedy inflacja w USA w końcu na trwałe przyspieszy w reakcji na umacniającą się gospodarkę.
Wsparciem dla cen amerykańskich obligacji były również ostatnie dane makro napływające z amerykańskiej gospodarki, które mogą opóźnić termin kolejnej podwyżki. Na rynku pracy, choć ilość nowo utworzonych miejsc pracy w sektorze pozarolniczym była w lipcu powyżej oczekiwań (222 tys. vs 179 tys. oczekiwania), to już wzrost płac był relatywnie niski i poniżej tego co zakładał konsensu rynkowy (+0,2% m/m vs +0,3% oczekiwania). Wskaźnik inflacji konsumenckiej po raz czwarty z rzędu również zanotował odczyt poniżej oczekiwań (w czerwcu +1,6% r/r, najniżej od października 2016r.).
Poziom inflacji nie jest jednak aż tak jednoznaczny w interpretacji, jeśli spojrzymy na jej poszczególne komponenty oraz zastanowimy się nad połączeniem z tempem wzrostu gospodarczego. Bank Rozliczeń Międzynarodowych, znany również jako Bank Centralny banków centralnych, opublikował pod koniec czerwca coroczny raport, w którym stawia pytanie czy jednym z czterech głównych ryzyk zagrażających trwałości ożywienia gospodarczego w średnim terminie nie jest wzrost inflacji. Wskazuje on również jednak, że zacieśnianie warunków na rynku pracy wcale nie musi powodować silnej presji na wzrost płac, gdyż i na tym rynku mamy do czynienia z globalną konkurencją oraz z coraz większym wykorzystaniem technologii. Pozostaje więc pytanie czy stosowane dotychczas przez banki centralne miary inflacji są odpowiednie do określenia tempa rozgrzania gospodarki? Analizując umiarkowane tempo wzrostu płac w USA, czy oby na pewno otrzymujemy właściwy przekaz co do tego w jakiej fazie cyklu jesteśmy? Czy nadal istnieje silny związek pomiędzy zacieśnianiem warunków na rynku pracy a poziomem inflacji? Może silniejszy rynek pracy wcale nie stanowi zagrożenia dla inflacji? A jeśli nawet inflacja pozostanie umiarkowana to czy banki centralne mogą pozwolić sobie na trzymanie stóp procentowych zbyt nisko przez zbyt długi okres czasu, zwiększając ryzyko dla stabilności finansowej i ekonomicznej w przyszłości (dług nadal będzie narastał, a inwestorzy będą brali coraz więcej ryzyka)?
W takiej sytuacji normalizacja polityki monetarnej nie tylko ze strony Fed, ale również EBC i innych banków centralnych nabiera na znaczeniu. Wydaje się, że pytaniem na dzień dzisiejszy nie jest czy normalizacja nastąpi, tylko kiedy, w jakim tempie i do jakiego poziomu. Wszystkie decyzje banków centralnych są obarczone pewnym ryzykiem. Utrzymywanie ultra niskich stóp procentowych niesie zagrożenie zarówno dla wzrostu gospodarczego jak i rynków finansowych. Zbyt wolny proces normalizacji powoduje obawy, że banki centralne będą spóźnione w stosunku do rynku i będą musiały nadrabiać w przyszłości szybciej i powodując zakłócenia na rynku. Z kolei zbyt szybki proces normalizacji powoduje obawy o ryzyko stłumienia ożywienia gospodarczego, na które długo czekaliśmy. Bez względu na tempo, proces normalizacji polityk monetarnych przez banki centralne głównych gospodarek ma daleko idące konsekwencje, nie tylko makroekonomiczne, ale również dla rynków finansowych. Mając na uwadze powyższe kwestie można zauważyć, że przewidywanie kierunku rynków finansowych na podstawie danych makro stało się dużo trudniejszym zadaniem niż było w przeszłości.